Ponieważ moje auto miało niedawno mały dzwonek w prawe koło musiałem przywitać się z moim garażem i rozpocząłem jego naprawę. Motywację miałem dodatkową robiąc dla was manuale.
W trakcie wypadku zniszczeniu uległy tuleje wahacza itd. Rozpocząłem ich wymianę, a ponieważ miałem nowe tuleje i wahacz delphi, który sobie bardzo chwale za jakość i trwałość (40K bez uszczerbku po polskich drogach) postanowiłem je wymienić. Jednak podczas obcinania pierwszej tarcza w moim bosch-u uległa zniszczeniu. Postanowiłem podjechać do pobliskiego warsztatu, aby zdjęli mi drugą. Skoro warsztat to poprosiłem o zdjęcie na prasie (fachowo) na co Pan mechanik powiedział mi, że to się odcina gumówką, pomyślałem ok niech sie wykaże. Pan wsadził wachacz mocno w imadło i rozpoczął rżnięcie. Po 10 minutach walki podszedłem zobaczyć jak idą postepy zobaczyłem to:
Kompletnie zniszczony wahacz. Mówię do faceta rozwalił Pan wahacz. Na co on, że gadam bzdury bo tak się robi i nie da się inaczej. Powiedział żebym wcisną tuleję i nie będzie widać.
(chciał za robote 20 zł)
Z mojej znikomej wiedzy wynika, że ten wahacz jest elementem odlewanym i nie ma prawa mieć wiekszej zadry. Nie mówiąc o nacięciu głębokim na centymetr.
Poza tym to wahacz! i prawy więc nie chcę myśleć jak bym wyglądał jak by się zimą zerwał podczas jazdy. (oczywiście musiałem kupić nowy).
Jeżeli ktoś z was ma pomysł jak zaradzić w takiej sytuacji czekam na wpisy!